Witajcie,
znów recenzja, tym razem pod lupę postanowiłem wziąć ciekawą, ale występującą jakby z boku rynku książkę "Obiekt R/W0036". Nie jest łatwo ją ocenić jednoznacznie.
Ale o co chodzi?
To dobre pytanie gdy przeglądając pobieżnie książkę zorientujemy się, że to pomieszanie legendy o bazyliszku i losów powstańców warszawskich walczących z hitlerowcami w 1944 roku. Na powieść uwagę zwróciła mi moja dziewczyna, Kasia, która trafiła na nią podczas chwilowej fascynacji historical fiction. Jak się okazało mamy w Polsce nie tylko taki gatunek, ale i jego odłam w postaci grozy. "Obiekt R/W0036" to właśnie taki styl - przepis na książkę jest banalnie prosty, ale nie można odmówić autorowi odwagi i pomysłowości, że zdecydował się na takie połączenie.
Czy warto?
To zależy od tego czego oczekujecie od takiej powieści. Ja wziąłem ją do ręki zachęcony pozytywną opinią Kasi i miałem nadzieję na relaksującą rozrywkę z ciekawym pomysłem. To zdecydowanie nie jest książka dla osób, które historię traktują na tyle poważnie, że nie dopuszczają możliwości jej parodiowania, trawestacji czy wreszcie wykorzystania w mariażu z sensacyjną popkulturą. Kiedy w rozmowie wspomniałem o tej powieści panu Janowi Ołdakowskiemu, dyrektorowi Muzeum Powstania Warszawskiego aż złapał się za głowę - powieść znał, choć ledwo ją wytrzymał. Dla kogo to zatem? Dla tych, którzy nie będą traktować kostiumu historycznego jako wiążącego. Wydarzenia 1944 roku, wojna i jej strony są tu potraktowane tylko jako scenografia do opowieści o potworze terroryzującym miasto. Równie dobrze można by rozpisać opowieść o bazyliszku w dzisiejszych realiach. Bo to właśnie prastary jaszczur jest tutaj bohaterem, a nie polscy czy niemieccy żołnierze. Zatem to książka dla miłośników popkultury, potworów, horrorów i mrocznych baśni. No i zdecydowanie dla miłośników sagi "Obcy", o czym w następnym akapicie.
Giger w kanałach Śródmieścia.
Szwajcarski artysta pewnie nie słyszał o bazyliszku z warszawskiej starówki i jego straszliwym spojrzeniu, ale nie wątpię by mógł doskonale go zaprojektować na potrzeby filmu na podstawie "Obiektu". A o filmie mówię nie bez kozery, bo Bukowski z wprawą stosuje narrację przypominającą kolejne ujęcia thrillera. Oglądamy wojnę z wielu kamer, ze wszystkich frontów i wreszcie od tej najmroczniejszej strony - oczami bestii. Krótkie, szybkie rozdziały idealnie nadają się do lektury w podróży i zostawiają z apetytem na więcej. Bukowski nie lubi przyzwyczajać czytelnika do bohaterów, czasem mam wrażenie, że woli się ich pozbyć zanim ich polubi, tak więc i Wam doradzam - nie przyzwyczajajcie się do postaci, tu rządzi bazyliszek i to on jest głównym bohaterem. Reszta zasługuje tylko na miejsce na jego talerzu. Oprócz głównych wątków powieści pojawiają się krótkie scenki żywcem wyjęte z horrorów - dla zbudowania klimatu wprowadzimy na chwilkę postać z zupełnie innej strony historii tylko po to by efektownie rzucić ją na pożarcie - zupełnie jak w filmowych klasykach o rekinach i innych bestiach. Wspomniałem o "Obcym" i rzeczywiście w książce tej jest coś z nastroju legendarnej sagi - dziwny tajemniczy stwór, kanały w których błąkają się ludzie bezradni wobec pradawnego potwora, napięcie i atmosfera polowania... na ludzi. Ale jest jeszcze coś, powieść ma w sobie troszkę klasycznego horroru o grozie, której początki są znacznie przed cywilizacją ludzi. Warszawski bazyliszek nie był w końcu jedyny, ale więcej nie zdradzam!!!!
Podsumowanie
"Obiekt" to czysta rozrywka podlana grozą i zaprojektowana w ciekawych uniwersum nawiązującym do historii. Historycy i poszukiwacze literackich dzieł raczej się nie zachwycą, za to miłośnicy grozy, potworów i komputerowych strzelanek - będą czuli się jak w domu. Moim zdaniem powieść jest naprawdę warta uwagi, a szczerze mówiąc, bardzo bym się ucieszył gdyby na jej podstawie powstałby film. Niestety w Polsce fantastyka w filmie w ostatnich latach nie ma się najlepiej więc nie liczę na cud. Ale powieść Bukowskiego to gotowy scenariusz. Pozostaje pytanie czy Polacy potrafią i chcą rozmawiać o historii z takim dystansem by łączyć ją z popkulturą i horrorem? Czy nie poczują się urażeni tym, że doniosłym wydarzeniom z historii towarzyszy potwór w kanałach? W polskim nauczaniu historii i tożsamości jednak wciąż główny nacisk kładzie się na poważną martyrologię, tak więc nie ma tu miejsca na mariaż z rozrywką. "Bitwa pod Wiedniem", czy "Bitwa Warszawka" pokazują, że o historii mówimy najczęściej na wdechu. A "Obiekt R/W0036" to czysta rozrywka - bez pretensji do wielkiej literatury. Moim zdaniem to przemawia za Bukowskim - nie próbuje nam nic udowodnić. Tylko dobrze nastraszyć. I jestem mu za to wdzięczny - bo się przy tym dobrze bawiłem.
Posłuchajcie fragmentu książki.
A pod tym linkiem znajdziecie muzykę towarzyszącą.
Na koniec zapowiedź - co w lutym? Recenzja i odcinek. Tytułu odcinka na razie nie zdradzę, ale recenzji już mogę - będziemy zaglądać do powieści "W otchłani Imatry" czyli rosyjskiego kryminału z przenikliwym detektywem w roli głównej.
Kolorowych koszmarów!
26 stycznia 2013
14 stycznia 2013
Recenzja: "Cienie Spoza Czasu - w hołdzie H.P. Lovecraftowi"
Antologie opowiadań to zdecydowanie ulubiony materiał tego bloga i audycji - krótkie, szybkie i skondensowane formy, których zadaniem jest nas porwać, przestraszyć, zużyć i pozostawić w tym przyjemnym stanie, dla którego sięga się po grozę. W przeciwieństwie do często nadmiernie rozwlekłych powieści opowiadanie wymaga precyzji, doboru i naprawdę sporego kunsztu. Pozwala też na eksperymenty, choćby z narracją - pamiętacie odcinek, w którym pilotowane przez Polaków statki kosmiczne ocaliły Ziemię przez inwazją kosmitów? Bronisław Kijewski napisał to opowiadanie w formie raportów wojennych sporządzanych przez Ziemian i kosmitów. Albo odcinek o wilkołaku i dramacie jego partnerki, która była ... wilkiem? Znów fantastyczny eksperyment, tym razem w wykonaniu Ursuli Le Guin.
A teraz na moim biurku leży przeczytana niedawno antologia "Cienie spoza czasu - w hołdzie H.P. Lovecraftowi" - wydana przez Wydawnictwo Dobre Historie. Wrocławska ekipa miłośników grozy postanowiła odważnie zebrać opowiadania znanych przerażaczy i uraczyć nas nim miłośników mitów Samotnika z Providence.
Co tu mamy?
Zwykle z czytaniem wstępów czekam do momentu ukończenia opowiadań. Ale tutaj postanowiłem zaryzykować i ... dobrze wybrałem. Wstęp do antologii napisał nie kto inny jak S.T. Joshi. To chyba najbardziej dociekliwy znawca Lovecrafta, nie tylko jako pisarza, ale też jako człowieka. Joshi jest autorem obszernej biografii pisarza, opracowywał także jego korespondencję. Rzeczywiście zna Samotnika i jego twórczość od podszewki, ale nie jest jego bezkrytycznym fanem. Dlatego wstęp jest jednym z najsilniejszych punktów antologii - Joshi pisze o tym dlaczego opowieści o Mitach Cthulhu po Lovecrafcie nie mają sensu! Ostro krytykuje jego uczniów i kontynuatorów, zwracając uwagę na fakt, że Lovecraft pisał o marnej kondycji człowieka wobec nieodgadniętego kosmosu, a postacie z jego mitów były narzędziem by to pokazać. Kontynuatorzy natomiast stawiają na straszenie nas okropieństwami i szaleństwem, przesuwają więc punkt ciężkości z rozważań na temat samotności i małości człowieka w bezdusznym świecie w stronę makabry i groteski. We wstępie dowiadujemy się zatem, że .... ta antologia nie powinna powstać! Przewrotnie? Ciekawie!
Kogo i co czytamy?
Dobór autorów wart jest krótkiego komentarza - przede wszystkim zagraniczne nazwiska, ale na sam koniec tomiku mamy rodzimy akcent - Tomasz Drabarek, którego opowiadanie wygrało konkurs zorganizowany przez "Dobre Historie" i w ramach nagrody znalazło się w tomiku. Ale inne nazwiska też nie będą wielu czytelnikom obce, wystarczy wymienić Allana Moore'a (scenarzysta "League of extreme gentlemen" czy Grahama Mastertona (w Polsce szczególnie lubiany twórca takich klasyków jak "Manitou" czy "Ciało i krew"). Jak to w antologii - każdy autor zupełnie inaczej podchodzi do Mitów, inaczej nawiązuje do Lovecrafta. U jednego będzie to nazwa muzycznego zespołu przygrywającego w klubie, gdzie indziej pojawia się grupka kultystów, tajemnicza księga.... na klimat nie będziecie narzekać.
Jeśli miałbym polecić Wam coś w szczególności z tego tomiku to opowiadanie Alana Dean Fostera - "Wystąpił błąd krytyczny pod adresem" - czyli opowieść o tym co się stanie gdy mitologia Cthulhu spotka się z obecną cyfrową i zglobalizowaną rzeczywistością - na końcu recenzji znajdziecie fragment do odsłuchania. Ale dobrych opowiadań jest tam znacznie więcej.
Było słodko, będzie gorzko.
Bo czym byłaby recenzja bez krytyki? Niestety w tym tomiku jest do czego się przyczepić - po pierwsze tłumaczenie - nierzadko bywa bardzo toporne i zbyt dosłowne, a czasem nieostre. Druga sprawa to dobór tekstów, który jest dość nierówny. Szczególnie opowiadanie "W labiryncie Cthulhu" - jestem przekonany, że bez problemu udałoby się znaleźć lepszego kandydata do antologii, bo to zwyczajnie nudny tekst.
Jest też błąd w druku - powtórzenie sporego fragmentu opowiadania "Dziedziniec" wewnątrz tekstu "Pustkowia", które może zdziwić i wytrącić z rytmu czytania.. Ale ten zarzut potraktujcie z dystansem - nie przesadzajmy, chochliki w druku zdarzają się wszędzie.
Na podsumowanie.
Jednak podsumowując - to bardzo ciekawa antologia - zaczyna się od zniechęcania nas do czytania w ogóle, potem prezentuje bardzo zróżnicowane (nie tylko w treści ale i poziomie) opowiadania, których klamrą spinającą jest proza H.P. Lovecrafta. Tak jakby cały zbiór próbował zadać kłam tezie postawionej na początku przez Joshi'ego.
Mity Cthulhu oglądamy w wielu odsłonach i ze wszystkich niemal stron - spotykamy się z nimi w mrocznych pustkowiach Nowej Anglii, odnajdujemy je na Bliskim Wschodzie, czy wreszcie w cyberprzestrzeni. Moim zdaniem ta książka, choć nierówna, jest zdecydowanie warta uwagi i swojej ceny.
Można ją porównać do płyty zespołu muzycznego - nawet jeśli kilka piosenek się nie udało, to i tak są tu hity, dla których czas spędzony przy "Cieniach spoza czasu" nie będzie stracony.
Posłuchajcie fragmentu antologii!!!
A tutaj znajdziecie muzykę inspirowaną opowiadaniem - "Ia Ia Ia w sieci" - czyli jak mogłaby zabrzmieć cyfrowa inkantacja rodem z Mitów - Cthulhu ex machina!
A teraz na moim biurku leży przeczytana niedawno antologia "Cienie spoza czasu - w hołdzie H.P. Lovecraftowi" - wydana przez Wydawnictwo Dobre Historie. Wrocławska ekipa miłośników grozy postanowiła odważnie zebrać opowiadania znanych przerażaczy i uraczyć nas nim miłośników mitów Samotnika z Providence.
Co tu mamy?
Zwykle z czytaniem wstępów czekam do momentu ukończenia opowiadań. Ale tutaj postanowiłem zaryzykować i ... dobrze wybrałem. Wstęp do antologii napisał nie kto inny jak S.T. Joshi. To chyba najbardziej dociekliwy znawca Lovecrafta, nie tylko jako pisarza, ale też jako człowieka. Joshi jest autorem obszernej biografii pisarza, opracowywał także jego korespondencję. Rzeczywiście zna Samotnika i jego twórczość od podszewki, ale nie jest jego bezkrytycznym fanem. Dlatego wstęp jest jednym z najsilniejszych punktów antologii - Joshi pisze o tym dlaczego opowieści o Mitach Cthulhu po Lovecrafcie nie mają sensu! Ostro krytykuje jego uczniów i kontynuatorów, zwracając uwagę na fakt, że Lovecraft pisał o marnej kondycji człowieka wobec nieodgadniętego kosmosu, a postacie z jego mitów były narzędziem by to pokazać. Kontynuatorzy natomiast stawiają na straszenie nas okropieństwami i szaleństwem, przesuwają więc punkt ciężkości z rozważań na temat samotności i małości człowieka w bezdusznym świecie w stronę makabry i groteski. We wstępie dowiadujemy się zatem, że .... ta antologia nie powinna powstać! Przewrotnie? Ciekawie!
Kogo i co czytamy?
Dobór autorów wart jest krótkiego komentarza - przede wszystkim zagraniczne nazwiska, ale na sam koniec tomiku mamy rodzimy akcent - Tomasz Drabarek, którego opowiadanie wygrało konkurs zorganizowany przez "Dobre Historie" i w ramach nagrody znalazło się w tomiku. Ale inne nazwiska też nie będą wielu czytelnikom obce, wystarczy wymienić Allana Moore'a (scenarzysta "League of extreme gentlemen" czy Grahama Mastertona (w Polsce szczególnie lubiany twórca takich klasyków jak "Manitou" czy "Ciało i krew"). Jak to w antologii - każdy autor zupełnie inaczej podchodzi do Mitów, inaczej nawiązuje do Lovecrafta. U jednego będzie to nazwa muzycznego zespołu przygrywającego w klubie, gdzie indziej pojawia się grupka kultystów, tajemnicza księga.... na klimat nie będziecie narzekać.
Jeśli miałbym polecić Wam coś w szczególności z tego tomiku to opowiadanie Alana Dean Fostera - "Wystąpił błąd krytyczny pod adresem" - czyli opowieść o tym co się stanie gdy mitologia Cthulhu spotka się z obecną cyfrową i zglobalizowaną rzeczywistością - na końcu recenzji znajdziecie fragment do odsłuchania. Ale dobrych opowiadań jest tam znacznie więcej.
Było słodko, będzie gorzko.
Bo czym byłaby recenzja bez krytyki? Niestety w tym tomiku jest do czego się przyczepić - po pierwsze tłumaczenie - nierzadko bywa bardzo toporne i zbyt dosłowne, a czasem nieostre. Druga sprawa to dobór tekstów, który jest dość nierówny. Szczególnie opowiadanie "W labiryncie Cthulhu" - jestem przekonany, że bez problemu udałoby się znaleźć lepszego kandydata do antologii, bo to zwyczajnie nudny tekst.
Jest też błąd w druku - powtórzenie sporego fragmentu opowiadania "Dziedziniec" wewnątrz tekstu "Pustkowia", które może zdziwić i wytrącić z rytmu czytania.. Ale ten zarzut potraktujcie z dystansem - nie przesadzajmy, chochliki w druku zdarzają się wszędzie.
Na podsumowanie.
Jednak podsumowując - to bardzo ciekawa antologia - zaczyna się od zniechęcania nas do czytania w ogóle, potem prezentuje bardzo zróżnicowane (nie tylko w treści ale i poziomie) opowiadania, których klamrą spinającą jest proza H.P. Lovecrafta. Tak jakby cały zbiór próbował zadać kłam tezie postawionej na początku przez Joshi'ego.
Mity Cthulhu oglądamy w wielu odsłonach i ze wszystkich niemal stron - spotykamy się z nimi w mrocznych pustkowiach Nowej Anglii, odnajdujemy je na Bliskim Wschodzie, czy wreszcie w cyberprzestrzeni. Moim zdaniem ta książka, choć nierówna, jest zdecydowanie warta uwagi i swojej ceny.
Można ją porównać do płyty zespołu muzycznego - nawet jeśli kilka piosenek się nie udało, to i tak są tu hity, dla których czas spędzony przy "Cieniach spoza czasu" nie będzie stracony.
Posłuchajcie fragmentu antologii!!!
A tutaj znajdziecie muzykę inspirowaną opowiadaniem - "Ia Ia Ia w sieci" - czyli jak mogłaby zabrzmieć cyfrowa inkantacja rodem z Mitów - Cthulhu ex machina!
11 stycznia 2013
Kraken odkryty!
To niesamowita wiadomość, o której usłyszycie i przeczytacie raczej w końcowych częściach serwisów informacyjnych, albo w rubrykach ze śmiesznymi nowinami. Ale dla nas, miłośników grozy, ma znaczenie kluczowe!
Filmowcy przygotowujący materiał japońskiej telewizji NHK oraz Discovery Channel sfilmowali jako pierwsi w historii żywy okaz kałamarnicy olbrzymiej. Do tej pory o istnieniu tego zwierzęcia mogliśmy się tylko dowiedzieć z legend, lub szczątków wyrzucanych na brzeg albo znajdowanych w brzuchach wielorybów.
Teraz jednak ludzie stanęli twarzą w twarz z prawdziwym krakenem, mitycznym przodkiem lovecraftowskiego Cthulhu!! Zobaczcie fragment.
Żeby go zobaczyć naukowcy zanurzali się małą łodzią podwodną na głębokość 630 m, zwabili przynętą i podążyli za nim aż na 900 m pod powierzchnią wody!
Zaobserwowany okaz ma około trzech metrów, a więc nie tak wiele jak jego krewniacy, szacuje się, że dorosły osobnik tego gatunku może mieć nawet 18 metrów. Do tego dochodzą macki, ogromne oczy oraz dziób i bestia z Mitów Cthulhu gotowa.
To pierwszy przypadek gdy stwór znany z mitów i legend starożytnych oraz europejskich marynarzy okazuje się prawdziwy. Mam nadzieję, że zainspiruje pisarzy, filmowców, muzyków do następnych ciekawych opowieści. Obawiam się tylko, czy wraz z jego odkryciem nie pojawią się ci, którzy będą chcieli na nie polować. Zawsze cieszyłem się, że są jeszcze nieodkryte rzeczy na naszej planecie, których człowiek nie zepsuł. Oby kraken nie padł naszą ofiarą...
Filmowcy przygotowujący materiał japońskiej telewizji NHK oraz Discovery Channel sfilmowali jako pierwsi w historii żywy okaz kałamarnicy olbrzymiej. Do tej pory o istnieniu tego zwierzęcia mogliśmy się tylko dowiedzieć z legend, lub szczątków wyrzucanych na brzeg albo znajdowanych w brzuchach wielorybów.
Teraz jednak ludzie stanęli twarzą w twarz z prawdziwym krakenem, mitycznym przodkiem lovecraftowskiego Cthulhu!! Zobaczcie fragment.
Żeby go zobaczyć naukowcy zanurzali się małą łodzią podwodną na głębokość 630 m, zwabili przynętą i podążyli za nim aż na 900 m pod powierzchnią wody!
Zaobserwowany okaz ma około trzech metrów, a więc nie tak wiele jak jego krewniacy, szacuje się, że dorosły osobnik tego gatunku może mieć nawet 18 metrów. Do tego dochodzą macki, ogromne oczy oraz dziób i bestia z Mitów Cthulhu gotowa.
To pierwszy przypadek gdy stwór znany z mitów i legend starożytnych oraz europejskich marynarzy okazuje się prawdziwy. Mam nadzieję, że zainspiruje pisarzy, filmowców, muzyków do następnych ciekawych opowieści. Obawiam się tylko, czy wraz z jego odkryciem nie pojawią się ci, którzy będą chcieli na nie polować. Zawsze cieszyłem się, że są jeszcze nieodkryte rzeczy na naszej planecie, których człowiek nie zepsuł. Oby kraken nie padł naszą ofiarą...
Subskrybuj:
Posty (Atom)